Rozmawiamy tuż po tym, gdy działacze Greenpeace zeszli z żurawi w porcie w Gdańsku. Wcześniej blokowali statek, który transportował do Polski węgiel z Mozambiku.
Aktywistki i aktywiści podjęli pokojowy protest, żeby zwrócić uwagę na to, że Polska jest bardzo uzależniona od paliw kopalnych. Jednocześnie chcemy zaapelować do premiera Mateusza Morawieckiego, do rządu i polityków wszystkich partii o przyjęcie dla Polski daty odejścia od węgla. Według opublikowanego rok temu raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) zostało nam 11 lat, żeby ograniczyć globalne emisje gazów cieplarnianych o blisko połowę i tym samym powstrzymać katastrofę klimatyczną. Żeby to zrobić, Polska i wszystkie kraje UE muszą odejść od węgla do 2030 r.
Niemcy emitują znacznie więcej dwutlenku węgla. Tymczasem protest był w Gdańsku, a nie w Hamburgu. Nie pomyliliście miejsc demonstracji?
Niemcy są największym emitentem CO2 w całej Unii Europejskiej i jednym z największych na świecie. Green peace w Niemczech od lat protestuje przeciw bierności niemieckiego rządu związanej z kryzysem klimatycznym. Niemcy są krajem, który przez lata kreował się na czempiona zielonej transformacji, w rzeczywistości tę transformację stopując. To, jak Niemcy lobbują za swoim przemysłem samochodowym, jest po prostu niewyobrażalne. Berlin mógłby zrobić dużo więcej na rzecz odejścia od paliw kopalnych, nie tylko od węgla.
Reklama
Reklama
To spytam jeszcze raz: dlaczego Gdańsk, a nie Hamburg?
Ostatni raz, tydzień temu, Greenpeace protestował w niemieckim porcie w Bremerhaven przeciwko transportowi SUV-ów. Od lat trwają też protesty przeciwko spalaniu węgla. Ponadto Greenpeace pokazywał w raportach, że odejście Niemiec od węgla do 2030 r. jest jak najbardziej sensowne, technicznie wykonalne i możliwe. Decyzja o tak późnej dacie odejścia od węgla, czyli rok 2035 bądź 2038 (zgodnie z zaleceniami komisji, która negocjowała rekomendacje dla niemieckiego rządu, ostateczna decyzja ma zostać podjęta w 2032 r.), jest zła. To jest zdecydowanie za późno. Jeżeli pan zajrzy do raportu IPCC, który pokazuje, jak osiągnąć cele porozumienia paryskiego, do którego zobowiązały się wszystkie państwa świata, to zobaczy pan klarowne wytyczne dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych. Do 2030 r. muszą spaść o 45 proc. w porównaniu do 2010 r. Aby osiągnąć ten cel, cała UE musi być wolna od węgla do 2030 r. I tu nie ma wyjątków. Ani dla Niemiec, ani dla Polski, Czech czy Słowacji. Ten raport pokazuje, że jeśli nie ograniczymy emisji, to możemy przekroczyć katastrofalne punkty krytyczne, po osiągnięciu których zmiany klimatu będą nieodwracalne. Obecnie jesteśmy na kursie, na którym temperatura do końca wieku może wzrosnąć nawet o trzy stopnie w porównaniu do epoki przedprzemysłowej i życie, jakie znamy, radykalnie się zmieni.
Czy dysponujecie wyliczeniami, ile by kosztowało Polskę odejście od węgla do 2030 r.?
W tym momencie nie mamy takich wyliczeń. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE), która funkcjonuje przy OECD i zajmuje się prognozami energetycznymi – organizacja konserwatywna, która nie ma nic wspólnego z Greenpeace, na dodatek wielokrotnie przez nas krytykowana – pokazuje w swoich wyliczeniach, jak mógłby wyglądać miks energetyczny UE w 2030 r. i później. Ich analizy przewidują, że do 2030 r. można faktycznie wyeliminować węgiel i odrobinę zmniejszyć zużycie gazu.
Ale rozumiem, że konkretu dla Polski nie macie?
To jest konkret dla całej UE, więc również dla Polski.
W Unii są państwa biedniejsze i bogatsze. Takie, które miały w swojej historii komunizm, i takie, które w tym czasie harmonijnie się rozwijały. Polska należy do tej pierwszej grupy.
Nie mamy na tę chwilę wyliczonych konkretnych kosztów transformacji nad Wisłą. Swego czasu przygotowywaliśmy takie scenariusze, ale widzimy, że politycy nie zwracają uwagi na merytoryczne raporty i analizy. Tymczasem ceny wytwarzania energii radykalnie się zmieniają i prognozy bardzo szybko się dezaktualizują. Na koniec ubiegłego roku mieliśmy aukcje energii wytwarzanej na farmach wiatrowych. Cena była o połowę niższa niż cena energii wytwarzanej z węgla. A tymczasem nasz rząd buduje nową elektrownią w Ostrołęce, co jest prywatną inicjatywą ministra Krzysztofa Tchórzewskiego. Odejście od węgla jest jak najbardziej wykonalne. Rząd nie posługuje się w Polsce w tej materii wiarygodnymi ekspertyzami. Mamy projekty Polityki Energetycznej Polski 2040 i Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu 2021–2030, ale żaden z tych dokumentów nie został jeszcze przyjęty. Nawet one różnią się danymi, a przecież stworzył je ten sam rząd! Istnieją też niezależne ośrodki analityczne jak np. Forum Energii czy Enervis. Ten drugi pokazuje scenariusz odejścia od węgla do 2035 r., ale moim zdaniem ma on zdecydowanie zbyt duży udział gazu w miksie energetycznym. To są scenariusze, które pokazują, że transformacja może się Polsce opłacać.