Manchester United i Liverpool to dwa najbardziej utytułowane kluby w Anglii. "ManU" sięgnął po mistrzostwo 20 razy, a "The Reds" - 18. Do spotkania obie drużyny przystąpiły jednak w zupełnie odmiennych nastrojach. Goście to świetnie funkcjonująca maszyna, która wygrała ostatnią edycję Ligi Mistrzów. "Czerwone Diabły" natomiast liczyły, że w starciu z liderem i odwiecznym rywalem przełamią się po słabym starcie sezonu.

Reklama

Od początku meczu nie brakowało na boisku walki, ale dogodnych okazji zespoły nie potrafiły sobie stworzyć. Dopiero w 36. minucie prowadzenie gospodarzom dał Marcus Rashford, który wykończył szybki kontratak. Uznanie gola wzbudziło kontrowersje, bo wydawało się, że akcja została zapoczątkowana od faulu. Sędzia Martin Atkinson zaczekał na opinie arbitrów wideo, którzy jednak przewinienia się nie dopatrzyli.

Liverpool przeważał, ale w jego akcjach brakowało dynamiki. Widoczna była absencja kontuzjowanego Mohameda Salaha. Po godzinie gry trener Juergen Klopp zdecydował się na zmiany i to właśnie wprowadzony Adam Lallana wpakował piłkę do siatki w 85. minucie po dośrodkowaniu Andrew Robertsona.

Reklama

"To nie był nasz najlepszy mecz, dlatego trener zaczął szukać zmian. Jeśli chcemy wywalczyć tytuł, zmiennicy muszą stanowić wartość. Cieszę się, że nadal jesteśmy niepokonani. Mimo wszystko można dostrzec pozytywy w tym spotkaniu" - powiedział Lallana.

"Przed spotkaniem taki wynik byłby dla mnie rozczarowaniem. Z przebiegu meczu natomiast cieszę się, że udało się wywalczyć punkt. Pozwalaliśmy dziś rywalom na zdecydowanie za dużo. Jeśli chodzi o pierwszą bramkę, to po prostu po raz kolejny okazało się, że jest problem z systemem VAR" - dodał Klopp.

Reklama

W tabeli Liverpool ma sześć punktów przewagi nad broniącym tytułu Manchesterem City. To właśnie zespół trenera Josepa Guardioli w 2017 roku ustanowił rekord 18 kolejnych zwycięstw.

"ManU" w zestawieniu jest dopiero 13. Od strefy spadkowej dzielą go tylko dwa punkty. Do lidera natomiast traci aż 15.