Co ciekawe, hiszpańscy rodzice znaleźli mocnego sojusznika w instytucji OECD. Od pewnego czasu w serii raportów edukacyjnych tej organizacji sporo się mówi właśnie o nadmiernym obciążaniu dzieci i młodzieży szkolnymi zadaniami domowymi. Oczywiście problem nie dotyczy wszystkich krajów w sposób jednakowy. W Finlandii, Czechach i na Słowacji uczniowie nie są specjalnie przeciążeni i poświęcają nauce w domu ok. 3 godzin tygodniowo. Średnia dla całej OECD wynosi zaś trochę powyżej 5. Rekordziści to z kolei Rosja (prawie 8 godzin tygodniowo) oraz Włochy (prawie 9). A zaraz za nimi idą Irlandia, Polska (plasujemy się w okolicach średniej OECD) i właśnie Hiszpania. Skorelowanie tych danych z wynikami testów PISA (to takie międzynarodowe porównania poziomu nauczania) nie jest jednoznaczne i oczywiste. Ale na pewno nie dostaniemy z nich wyniku, że oto ci, którzy więcej zakuwają w domu, brylują na tle krajów, gdzie dzieci w domu raczej się bawią albo nudzą. Jeśli już, to jest raczej odwrotnie. Im więcej lekcji robi się w szkole, tym wyniki nauczania wyższe.

Reklama

A jakie argumenty za zmniejszaniem liczby zadań domowych ma OECD? Najważniejsze są te równościowe. W końcu w postoświeceniowym Zachodzie chcemy mieć system edukacyjny, który nie tylko daje dziecku podstawowe kompetencje, ile prowadzi do wyrównywania szans edukacyjnych obywateli? Prawda, że chcemy? A jeśli tak, to powinniśmy dbać właśnie o to, by jak najwięcej edukacji odbywało się w murach szkolnych. A nie poza nimi. Jest przecież oczywiste, że edukacja szkolna to zaledwie cząstka wielkiego procesu wyposażenia dziecka w kapitał ludzki oraz kulturowy. Ale to niejedyny kanał, przez który to się odbywa. Drugim fundamentem wychowania młodego obywatela (konsumenta, wyborcy, pracownika etc.) jest otoczenie domowe oraz rodzinne. Dla dzieci z rodzin o niższym statusie materialnym i społecznym to szkoła (a więc pierwszy kanał) daje relatywnie więcej kapitału. To tam zdobywa go pod okiem profesjonalistów. W domu natomiast szanse i warunki maleją. Jeżeli więc nauczyciel stosuje strategię „a resztę zrobicie sobie w domu...”, to tym samym skazuje słabszych uczniów na to, że zostaną w tyle. Bo w domu nie będą mieli kogo prosić o pomoc albo liczyć na szczególną motywację.

Chcemy mieć system szkolny, który wyrównuje szanse edukacyjne obywateli? Jeśli tak, to powinniśmy dbać właśnie o to, by jak najwięcej nauki odbywało się w murach szkolnych. A nie poza nimi.